Justyna 35 lat. Choroba Leśniowskiego-Crohna od 2010
Chciałabym dać trochę nadziei tym wszystkim, którzy już nie wierzą, że może być lepiej z tą chorobą. U mnie na pokładzie Crohn od 2010 roku. Do 2021 było super...
Prawdziwy początek
Szpital
Byłam na gastro 3 tygodnie, tam mnie podreperowali na tyle, bym dała radę przejść operację. Dostałam końską dawkę sterydów, antybiotyki, albuminy, żywienie pozajelitowe. Od nadmiaru kroplówek leków spuchłam, że nie mogłam na siebie patrzeć...
A potem 2 tygodnie na chirurgii. Cięcie normalne, wycięto zastawkę, pół jelita grubego, trochę cienkiego i ropnie za macicą. Po operacji ból był ogromny, po narkozie rzygałam jak kot, musiałam mieć założoną sondę, byłam tak słaba przez pierwsze 3 dni, że aż moja mama pielęgniarka, która już wiele w życiu widziała, patrząc na mnie miała łzy w oczach. Więc możecie się domyślić jak było słabo.
Na szczęście następne dni były coraz lepsze, spacerki z balkonikiem po 3 razy na dzień, rehabilitacja. I w końcu nadszedł dzień, że po 5 tygodniach mogłam wyjść. Był koniec sierpnia.
Wolność
Od operacji nie znam uczucia bólu, a trochę czasu już minęło. Jem normalnie, żyję jak zdrowy człowiek, z leków biorę Imuran (azatiopryna) i Sulfasalazynę, wyniki krwi książkowe. Nie przejmuję się chorobą i mam nadzieję, że taki stan będzie utrzymywać się już długo i że Crohn sobie śpi...
Ja jestem twarda i dzielna, taki dziad mnie nie złamie. Zdaję sobie sprawę, że każdy przypadek jest inny, ale pamiętajcie, że zawsze jest nadzieja na to, żeby choć trochę było lepiej i że medycyna oraz dobrzy lekarze potrafią działać cuda.
Mam nadzieję, że choć trochę w kilku osobach zapali się pozytywna myśl, że z chorobą da się walczyć i że po każdej burzy wychodzi słońce tak jak i u mnie :)